Między nacjonalizmem i leseferyzmem

10 lutego, 2020 Autor:

Prawa strona sceny politycznej przecięta jest nieustannie przez immanentny spór o wyższość wolnego rynku nad interesem narodowym i odwrotnie. Dzieje się tak dlatego, że obie strony konfliktu powstały w odpowiedzi na konkretne kryzysy w konkretnym wycinku życia społecznego, przez co jałowe są na odcinkach pozostałych. By tę jałowość zastąpić twórczą treścią, ekstrapolują schematy myślowe ze swoich wycinków na resztę życia osiągając niesamowite zgoła rezultaty.

Próba przełożenia swoich schematów myślowych z dziedzin czystej ekonomii na pozostałe dziedziny takie jak polityka społeczna czy międzynarodowa, dała w efekcie zwolennikom wolnego rynku czyste wyrachowanie czyli innymi słowy realizm, lub mówiąc bardziej poetycko makiawelizm. Ten zaś stanął w jawnym konflikcie z idealizmem nacjonalistów. Nacjonaliści z kolei, przekonani o konieczności pielęgnowania własnej kultury i obyczajów, ekstrapolowali tę dbałość na dziedzinę gospodarki osiągając w ten sposób interwencjonizm stojący w jawnej sprzeczności z gospodarczą myślą leseferystów.

Nie sposób zaprzeczyć leseferystom, że pieniądze publiczne wydawane są nietrafnie i nieoszczędnie, że oddawanie urzędnikom decyzji o finasowaniu szkół i kultury prowadzi do korupcji, zwiększenia kosztów i spadku jakości. Naiwnością jest jednak przekonanie, że kultura finansowana wyłącznie przez ośrodki prywatne, w dobie upadku zachodniej cywilizacji, wyda arie operowe i narodowe eposy. W ten sposób uzyskać można jedynie rozwój muzyki rozrywkowej i harlequinów. Naiwnością jest twierdzić, że kierujący się jedynie interesem i kalkulacją rodzice wyślą dziecko na naukę historii. Zginąć może tym sposobem zarówno rodzima sztuka jak i całe dziedzictwo kulturowe, i jakakolwiek pamięć. Aby pogodzić skuteczność ekonomiczną leseferystów z troską o dobro wspólne nacjonalistów, tym co publiczne zarządzać musi nie anonimowy urząd lecz żywy człowiek. Innymi słowy, choć wydaje się to paradoksalne, wydatkami publicznymi zarządzać musi osoba publiczna i prywatna równocześnie.

Paradoks taki wieki temu rozwikłali średniowieczni prawnicy i jak sądzę, od tamtego czasu nic mądrzejszego w dziedzinie życia politycznego nie wymyślono. Doktryna, którą mam tu na myśli nazywa się „Dwa Ciała Króla” i wyraża pogląd, że król którego widzimy, jest jedynie cielesnym strażnikiem, opiekunem króla rzeczywistego, króla który nigdy nie umiera, trwa z ojca na syna i jest uosabiany przez każdego króla z kolei. Królestwo jest króla lecz nie tylko tego, którego widzimy obecnie przed sobą lecz króla, który trwał przed nim i trwać będzie po nim. Papież jest nieomylny lecz nie jest to nieomylność tego konkretnego, fizycznego człowieka, lecz nieomylność papieża który od świętego Piotra trwa nieprzerwanie na czele Kościoła. Papież rządząc wydatkami Kościoła realizuje cele jak najbardziej publiczne, ale robi to w sposób nie budzący sprzeciwu zwolenników wolnego rynku, robi to w sposób prywatny.

Tak rzecz ma się w przypadku każdego arystokraty obejmującego mecenat nad danym mu wycinkiem życia publicznego. Historia gospodarcza pokazuje jasno, że żadne państwo, nawet największym wysiłkiem nie osiągnęło nigdy takich efektów w polityce społecznej jaką osiągały tam klasztory zanim je zsekularyzowano. Wśród słynnych czterech sposobów wydawania pieniędzy tylko wydawanie własnych pieniędzy na własne cele spełniało kryteria oszczędności i efektywności. Z tego powodu przeor klasztoru obejmujący opiekę nad szpitalem lub arystokrata obejmujący mecenat nad artystami ma niepodważalną przewagę nad każdą instytucją publiczną, zwłaszcza nad instytucjami państwowymi.

Odpowiedź arystokratycza

Dopiero rezygnacja z ułudy demokracji i akceptacja nierówności finansowych pozwala na to by sztuka, edukacja, kultura i wiele innych dziedzin życia społecznego posiadały oszczędne finansowanie a równocześnie ukierunkowane były na to co wzniosłe, nie to co popularne. Dopiero arystokracja zapewnia właściwy mecenat tym dziedzinom, mecenat zgodny z regułami wydajności, proponowanymi przez zwolenników wolnego rynku, i zgodny z ideałami nacjonalistów. Warto również zauważyć, że propaganda równości i ów niezwykle złożony i kosztowny system administracyjny, mający ową równość zapewnić nie zmniejszył nierówności ekonomicznych ale przeciwnie, drastycznie je pogłębił. Opór wobec arystokracji dał jedynie tyle, że nadal istnieją wszystkie wady nierówności ale nie ma już żadnej, wynikającej z niej korzyści. Doskonałym przykładem tego stanu rzeczy są publiczne uczelnie. Rektor takiej instytucji nie jest jej właścicielem lecz kadencyjnym urzędnikiem, który nie troszczy się o nią jak o swoją własność lecz wykorzystuje jako źródło dochodu. Istnieje zatem niebezpieczeństwo, że rektor taki będzie na uczelnię przyjmował alumnów niekompetentnych i dawał im dyplomy, co więcej, istniej ryzyko, że nierówno rozdzieli między nich stypendia. Aby temu zapobiec powstały skomplikowane i złożone systemy weryfikacji adeptów i stypendystów, w lukach których dochodzi do oszustw na kwoty znacznie wyższe niż te, o które podejrzewano domniemanego, nieuczciwego rektora. Co więcej, nawet jeśli oszustwo jest ewidentne, bez udokumentowanego dowodu nie można nikogo ukarać co byłoby oczywistym zachowaniem w świecie arystokratycznym.

Autor: Zbigniew Dziadosz